ROZWÓD Z UNIĄ - PIERWSZY TAKI PRZYPADEK
W referendalny czwartek 23 czerwca 2016 r. Brytyjczycy przewagą nieco ponad 1,25 miliona głosów sprawili kłopot 500 milionom mieszkańców w 27 krajach, ale chyba większy samym sobie. Szkocja, Irlandia Północna i sam wielki Londyn głosowały za pozostaniem w Unii. Zwolennicy wyjścia górowali przede wszystkim na angielskiej i walijskiej prowincji. Brexitu nie chcieli i nie chcą zwolennicy europejskiej integracji po obu stronach kanału, rozumiejący i ceniący mądry projekt zastępujący konfrontację współpracą. Zawdzięczamy mu najdłuższy czas bez wojny w Europie. Fundusze i strefa Schengen to ważny dodatek, ale nie główny walor Unii. Jej fundamentem są wspólne wartości oraz współodpowiedzialność za pokój; odrzucenie narodowych egoizmów, pomocniczość i solidarność. Anglicy mają spore doświadczenie w wyłączaniu się spod działania "obcych praw". Prawie 500 lat temu wyłączyli się spod władzy papieskiej. I wtedy, i teraz Szkoci nie poparli zmiany.
Brytyjczycy od 1961 roku zabiegali o wejście do ówczesnej EWG, bezpośredniej poprzedniczki Unii Europejskiej. Kilkakrotnie wetowała Francja. Nie bez racji argumentując o nieprzystawaniu gospodarki brytyjskiej do wspólnotowej. Kontynent zgodził się na przyjęcie Wyspy dopiero w roku 1973. Jest członkiem na specjalnych zasadach, z kluczem uzyskanych ulg i przywilejów. Teraz zapragnęła opuścić unię. Z tego tytułu też będzie chciała sporo ugrać, wyjść i nie wyjść. Referendum do tego nie wystarczy, najpierw musi być decyzja brytyjskiego Parlamentu, a następnie oficjalne wystąpienie rządu Zjednoczonego Królestwa do odpowiednich instancji UE. Jeżeli tak się stanie to pomimo skurczenia się unijnego rynku i osłabienia politycznej roli UE, a głównie wyłomu w zwartości krajów europejskich dla zachowania wielorakiego bezpieczeństwa, trzeba Wielkiej Brytanii umożliwić "exit" bez zbędnej zwłoki, choć musi to potrwać. Prognozuje się, że około dwóch lat. Sami inicjatorzy referendum nie bardzo się teraz kwapią do formalnego rozpoczęcia procedury rozwodowej. Bycie poza Unią powinno być, i będzie, znacznie mniej korzystne niż bycie w Unii.
Niedawno wybrany strategiczny sojusznik Polski w Unii żegna resztę. Nowy polski rząd dał przykład strategii z wyjątkowo krótkim horyzontem. Nadto w obranym niefortunnie bocznym nurcie wydatnie popsuliśmy w ostatnich miesiącach nasze kontakty wewnątrzunijne. Lokuje to nas dzisiaj daleko od wpływowych członków w UE.
Jakie będą reakcje Unii i ścisłego unijne centrum - zobaczymy, jak zareaguje brytyjski parlament - zobaczymy, jak sami Anglicy gdy ochłoną, jak Szkoci, jak Irlandczycy (północni), jak Walijczycy, jak Londyńczycy - też niebawem zobaczymy. A jak młodzi mieszkańcy Wyspy gdy dowiedzą się o co chodziło?. Czy wzrosną siły opowiadające się za niepodległością i byciem w Unii wśród Szkotów, czy Irlandia Północna zechce być związana z Irlandią zamiast z koroną brytyjską? Stare przysłowie mówi: nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Czasami się sprawdza. Oby ten niedobry wstrząs zdecydowanie umocnił i usprawnił Unię. Leży to w żywotnym interesie Polski, która przez kilkanaście ostatnich lat dzięki członkostwu w UE szybko przeszła kilka etapów rozwoju. Znaleźli się wprawdzie tacy, którzy ten rozwój nazwali ruiną. Są naszym dodatkowym kłopotem.
REGIOset 2016.06.25