EUROPEJSKA AKADEMIA SOŁTYSÓW
Skrypt 36 - 3 grudnia 2002 r.
Negocjacje czas kończyć
Zostało dziesięć dni do posiedzenia Rady Europejskiej w Kopenhadze, podczas którego mają być zakończone negocjacje z dziesięcioma państwami kandydującymi do Unii Europejskiej, dla których datę wejścia do wspólnoty określono na 1 maja 2004 r. Sześć krajów z tej "dziesiątki" uzgadnia już tylko ostatnie szczegóły, Czechy i Litwa nieco więcej, najmniejsza Malta i największa Polska - są najdalej od mety. Obie strony - unijna i polska - systematycznie zbliżają swoje stanowiska, tutaj także - jak w sporcie - finisz wymaga szczególnego wysiłku. Dojście do zgody w sprawach finansowych musi w perspektywie kilkuletniej pogodzić możliwości zarówno budżetu UE jak i budżetu RP. Mówiąc przy tym o obciążeniach naszego budżetu nie można zapominać, że zdecydowana większość tych samych wydatków będzie w nim figurować także wówczas gdy do Unii nie wejdziemy.
Starać się do końca. Istotą negocjacji jest prezentacja odmiennych punktów widzenia, szukanie racji wspólnych i możliwych ustępstw, w końcu przyjmowanie uzgodnień, które zwykle różnią się od początkowych stanowisk każdej ze stron. Dlatego - jeżeli są kwestie jeszcze nie uzgodnione - dyskutuje się do końca, ale nie bez końca. Nie jest niczym złym wytrwałe merytoryczne argumentowanie swoich racji, dochodzenie do kompromisu w ostatniej chwili; byle nie później, po wszystkim, kiedy już nikogo nie będą obchodzić nasze raporty, ekspertyzy, sprawozdania i oficjalne przedłożenia. Zgłoszona ostatnio propozycja duńska, która nas zadawala tylko częściowo, nie zachwyciła (ale z przeciwstawnych powodów) również kilku obecnych członków UE. Bój o limity produkcyjne, kwoty mleczne, dopłaty bezpośrednie i kilka innych spraw (np. weterynaryjnych i fitosanitarnych) prowadzimy dalej. Strona unijna zmienia swoje stanowisko, strona polska również, ciśnienie czasu ma swoje znaczenie, ale wytrawni negocjatorzy są z tym oswojeni.
Nie odkładać na później. W niektórych wystąpieniach poselskich padają propozycje opóźnienia naszego członkostwa w UE z własnej inicjatywy. Ponieważ w Sejmie dostaje się stołki na czas od wyborów do wyborów, jest to chytry pomysł aby wobec jednych, mniej zorientowanych, wyborców być "za" a wobec innych - "przeciw". Waga sprawy wymaga jednak wybiegania myślą dalej niż do czasu następnej kampanii wyborczej, zwłaszcza gdy trzeba trafnie wyznaczyć przyszłość Polski na znacznie dłużej. Jeżeli komuś się wydaje, że Polska wynegocjuje lepsze warunki wejścia do Unii Europejskiej w latach 2005-2007 z jej 24 członkami, że wówczas - po przyjęciu w 2004 r. dziewięciu (bez Polski) zdecydowanie biedniejszych krajów europejskich - hojność Komisji Europejskiej i całej poszerzonej Unii przekroczy dzisiejsze granice - to jest w fatalnym błędzie. Gdy takie zdanie wygłasza osoba prywatna - to jej sprawa, gdy zaś osoba publiczna - to sprawa nas wszystkich. Unia poszerzona bez Polski będzie miała dość wielu beneficjentów, aby zdecydowanie zaostrzyć stawiane nam warunki. Szybko rozwijająca się w Unii Irlandia już obecnie z wielkim trudem przystała na dzielenie się unijnym dorobkiem z nowymi przybyszami; za trzy, cztery lata tak duży i niezamożny kandydat jak Polska spotka się z pewnością z wyraźną niechęcią czy wręcz ze sprzeciwem wielu dzisiejszych kandydatów. Tym bardziej, że podejmowane w między czasie (bez nas) reformy wewnętrzne Unii nie będą uwzględniały żadnych polskich interesów.
Uczyć się korzystać z pomocy. Patrzenie na sprawy naszej integracji jedynie przez pryzmat targów o pieniądze, które mogą być nam przypisane, odwraca uwagę od pilnej potrzeby zdobywania nowej wiedzy i nowych umiejętności niezbędnych do korzystania z tych miliardów euro. W ciągu kilku najbliższych lat przed Polską jako członkiem UE, a głównie przez samorządami regionalnymi i lokalnymi, stanie problem właściwego umotywowania i zagospodarowania kwot z funduszy strukturalnych. To zgoła coś innego niż uproszczone do mnożenia stałej stawki przez wielkości użytków rolnych obliczanie dopłat bezpośrednich. Gruntowną szkołę fachowego poruszania się w materii funduszy strukturalnych muszą przejść wszyscy wybrani ostatnio radni do rad gmin, powiatów i sejmików województw. To od ich przygotowania w decydującym stopniu zależeć będzie ile z pieniędzy zaoferowanych Polsce będzie przez nas wykorzystanych, a tylko takie się liczą, i o takie warto zabiegać. Jeżeli wejdziemy do Unii w 2004 r. - spośród ówczesnych 25 jej członków większą pomoc niż Polska będą miały zaoferowane tylko Hiszpania i Grecja.
Drożej bez Unii. Do pieniędzy, które trafią do nas z budżetu Unii będziemy musieli dokładać swoje, dokładać a nie pokrywać z polskiego budżetu całość wydatków na budowę, rozbudowę, modernizację gospodarstw wiejskich, zakładów przetwórstwa rolno-spożywczego, dróg, sieci energetycznych, gazowych, telekomunikacyjnych, wodociągowych, kanalizacyjnych, na skup interwencyjny w rolnictwie, na tworzenie nowych miejsc pracy, na szkolenie w nowych zawodach, wspieranie drobnej przedsiębiorczości i wiele innych dziedzin łączących sprawy ekonomiczne i społeczne. Z polskiego budżetu będziemy płacić co miesiąc składkę członkowską do budżetu UE. Wracać do nas będzie więcej niż wpłacimy, na wielostronny rozwój będzie jeszcze więcej, o tyle ile będziemy musieli sami dołożyć. Taki mechanizm gwarantuje, że w ramach Unii poprawimy stan naszej gospodarki i byt naszego społeczeństwa szybciej i mniejszym kosztem własnym, niż byłoby to możliwe gdybyśmy byli pozostawieni sami sobie. Jak to wygląda dzisiaj, gdy własnych pieniędzy tak bardzo brakuje, wiemy dość dobrze; jak będzie w Unii - wiemy ciągle zbyt mało, a jak będzie bez Unii - jedno jest pewne automatycznie rozwiąże się długo dyskutowany problem ...Kaliningradu.
(materiał własny REGIOsetu)